Strona:Złoty Jasieńko.djvu/308

Ta strona została skorygowana.

jak Amfitryte, uśmiéchnięty, różowy, bez fałdku na czole.
Wszystko to winien był zapewne temu spokojowi sumienia i hartowi żelaznemu ducha, z jakim codzienne strapienia dnia, chléb powszedni biédnych śmiertelników — znosił stoicznie i zwycięzko.
Na wszystko miał radę, w każdym razie znalazł środek jakiś — pełen był wybiegów najmędrszych i wychodził z największych trudności furtką, któréjby nikt inny pewnie nie dostrzegł.
Simson stary który może lepiéj od innych znał jego położenie, codzień prawie pytał Hersza co słychać i odbiérając odpowiedź szczegółową o obrotach mecenasa, w końcu wpadać zaczął na domysł, iż znalazł jakąś niewidomą a potężną podporę. Jednakże z natury nieufny, a znajomością stosunków utwierdzony w przekonaniu iż Szkalmierski w terminie pieniędzy miéć nie może, zwracał nań nader baczne oko. Hersz, nieprzyjaciel mecenasa, pilnował go także, ale na fizyognomii człowieka, w jego całém postępowaniu nie można było pochwycić cienia zwątpienia, niepewności, obawy.
Mecenas zatargował dobra Grzegorzowice i na seryo umawiał się o ich kupno, dwa razy jeździł je oglądać, o warunki się zajadle układał. Klientella się nietylko nie zmniejszyła ale wzrosła; mimo różnych pogadanek był zawsze ulubieńcem