skich i marnego grosza pogardę a przytém miało coś heroicznego, niby brzęk mieczów i zbroi.
Kilka konwi lodu dla mrożenia szampana przybyło także do kredensu i odświéżyło w nim powietrze.
Stary węgrzyn, ów miły, słodki, dający się pić jak konfitura a obezwładniający człowieka — stał odosobniony z boku, nie chcąc się mieszać z tłumem lekkomyślnym gawiedzi francuzkiéj. Pozbawiony etykiet, ozdób, pieczątek ufał że mu świetnych sukienek nie potrzeba; jak wielki pan, przychodził w starym fraku.
Z likworów Trapistyna, Chartrecus’a, Benedyktyna wybrane były umyślnie znać, aby świadczyły iż gospodarz należał do obozu zachowawczego ludzi porządku. Wyznania wiary mieszczą się czasem nawet w kieliszkach, to znamię wieku.
Ale któż opisze wspaniałe do téj uczty przybory? wszystkie przysmaki niezwyczajne, uderzające osobliwością, doborem. Spóźnieniem lub pośpiechem, były tam zwierzyny których już jeść nie było wolno i nowalie jakich jeszcze inni nie kosztowali. Mecenas celował w nadzwyczajnych tych dla podniebień gości swych atencyach.
Dom wyglądał jakby na wesele, mecenas jak nowożeniec mający przyjąć panią młodę, śmiały mu się oczy i usta.
Strona:Złoty Jasieńko.djvu/312
Ta strona została skorygowana.