piéj przyprowadzają do skutku. Radzca mi będzie potrzebny — a zrobię ogromny interes.
Żłobek skłoniwszy głową pośpieszył wykonać rozkaz pryncypała i powrócił natychmiast z teką pełna papierów którą złożył w ręce Szkalmierskiego a ten, po chwilowym namyśle, zamknął ją do biórka aby miéć pod ręką.
— A na wieczór, rzekł do Żłobka — przyjdź zabawić się z nami, proszę cię nie bądź dzikim, porobisz stosunki, które ci się mogą bardzo przydać w dalszém życiu, ja cię zapoznam.
Żłobek skłonił głową z uśmiechem zadowolenia — pomyślał zaraz o białym krawacie i rękawiczkach, krawat był wyprany, a ostatnie raz tylko przed rokiem przenoszone i świéże jak nowe. Jakkolwiek lubiący czystość, Żłobek jeszcze więcéj cenił oszczędność. Lakierowane buty szczęściem sprowadził był — jakby przeczuciowo — z Warszawy, miał je sprzedać koledze i wstrzymał się! Co za szczęście?
O zmierzchu cały dom już płonął porozpalanemi światłami. Wieczór był cudny; woń wiosny, świéżéj zieleni i kwiatów wlatywała oknami otwartemi, na niebie blade, nieśmiałe pokazywały się gdzieniegdzie gwiazdeczki, jak panienki wybiegające na salę balową wprzód nim goście przybędą, pogoda najpiękniejsza i po skwarze dziennym wietrzyk łagodny. Ten i ów z poufalszych przyjaciół zjawiał
Strona:Złoty Jasieńko.djvu/314
Ta strona została skorygowana.