glował, słychać było jak sobie mościł posłanie, a w pół godziny rozległo się głośne chrapanie.
Tramiński pisał.
W domu Leonarda wieczór, który tak smutno upływał w pustce Tramińskiego — obiecywał być bardzo wesołym.
Złożyło się tak iż kilku obywateli przybyło za interesami do miasta, ten i ów przebąknął że niewié co z sobą zrobić wieczorem, wiedziano że mecenas był bardzo gościnnym — jakoż nie wiele myśląc młody prawnik skorzystał z usposobienia znajomych i wszystkich do siebie na herbatę i wieczerzę zaprosił.
Trzeba wiedziéć iż wieczorki mecenasa słynęły z tego, że się na nich bardzo dobrze i swobodnie zabawiano.
Mieszkanie było obszerne, wygodne, gospodarz nadzwyczaj uprzejmy, wesół, do tego kawaler, lubiący i umiejący żyć, wiedzący co jest porządna wieczerza i jak przyzwoitych ludzi przyjmować potrzeba. Każdy wcześnie sobie ręce zaciérał będąc zaproszonym do mecenasa, a rzadko przed drugą wracano od niego do domu.
Umiał gości zabawić, rozochocić, zatrzymać, miał ten starodawny instynkt gościnny, choć był człowiek nowy i z domu go nie wyniósł.