Strona:Złoty Jasieńko.djvu/335

Ta strona została skorygowana.

razy o samobójstwie była mowa, śmiał się do rozpuku — nie dał mu wiary na chwilę.
— Ale któżby téź w tak nędznie odegraną komedyą mógł wierzyć! zawołał Tramiński — nawet gdybym żadnych nie miał dowodów, kto go znał jakim był dla matki i brata, nie przypuści aby sobie z rozpaczy życie odebrał.
— Ho! ho! alboż wy macie jakie dowody o którycheście mi nie wspominali? zapytał Wilmuś. Mnie się zdawało że Jasieńko zatarł tak wszelkie ślady, tak dobrze ukartował ucieczkę i utopienie, że go nikt nie załapie.
— W takich razach, mój bracie, rzekł Tramiński, najprzebieglejszy z ludzi wszystkiego przewidziéć nie jest w stanie. Ja nie lubię o tém mówić, po cóż mam gadać? aby mnie potém do indagacyi wzywano? Ale wasanu powiem co mi się zdarzyło, bo to osobliwszy trafunek i póki żyw téj historyi kupałowéj nie zapomnę.
Wilmuś wpatrzył się w niego ciekawie.
— Cóż to takiego?
— Posłuchaj no! ale nie mów nikomu. W wigilią ś. Jana przyszło mi na myśl niewiedziéć zkąd co ludzie plotą o téj nocy czarodziejskiéj, o kwiecie paproci, o nadzwyczajnych zjawiskach. Noc właśnie była najpiękniejsza w świecie — nigdym jeszcze żadnéj wigilii kupały nie spędził pod gołém niebem, spać się nie chciało, przyszła fanta-