i nauki chciwych nad brzegi Sekwany. Do wagonów na kolei docisnąć się było niepodobna, a bufety na stacyach szturmem brano.
Ci nawet ludzie spokojnego ducha, który nigdy w sobie nie czuli powołania do włóczęgi, rozpatrywali się w oszczędzonym groszu i zamyślali czyby po zniżonej cenie na podróż do Paryża im nie wystarczało.
W takiém położeniu właśnie był zamożny właściciel magazynu mebli zbytkownych, pan Wilhelm Szkalmierski, znany nam pod imieniem Wilmusia, dziś człek stateczny, żonaty z panną Teklą Wolkiewiczówną, i jeden z najlepszych w swoim fachu rzemieślników. Chociaż sam sobie winien był wykształcenie, doprowadził je pracą do tego, że się mógł bez fanfaronady nazwać artystą. Pojmował on że z widzenia wzorów, z nauki jaką daje poznanie najcelniejszych wyrobów świata, skorzystać wiele można. Kłopotał się téż wielce tą myślą, jakby do Paryża się dostać.
Żona pana Wilhelma która w téj saméj kamienicy utrzymywała magazyn strojów i bielizny, miała tęż samę myśl, choć się z nią długo taiła. I byliby się pewnie oboje wyrzekli jéj spełnienia, gdyby poczciwy stary Tramiński, który czasem gazety czytywał, nie przyszedł jednego wieczora opowiedzieć im że — jak się wyraził — za psie piénią-
Strona:Złoty Jasieńko.djvu/341
Ta strona została skorygowana.