bezsennéj, Szkalmierski wyglądał dosyć świéżo, wesoło, był wystrojony elegancko, dobréj miny i humoru. Ze wszystkich drzwi, z za wszystkich stołów młodzież wybiegła przypatrywać mu się, był bowiem dla niéj niezmiernie zajmującą postacią, przykładem tego do czego pracą, pokorą i zręcznością dojść można. Wzdychali patrząc nań z zazdrością i szepcząc:
— Szczęśliwy!!
Nad wieczór dopiéro uwolnił się Tramiński i w garkuchni chwyciwszy krupniku z kawałkiem mięsa, które zapach miało nazbyt dobitny, i opieprzone ledwie się połknąć dawało, powracał do domu, dosyć niespokojny co się tam z Wilmusiem dzieje.
Jakkolwiek to był łotra kawał, Tramiński nie mógł się obronić pewnéj słabości dla niego, sto razy się zaklinał że mu drzwi zamknie i wiedziéć o nim nie chce, ale go litość potém zdejmowała 1 zmiękczyć się dawał, albo uśmiéchom wisusa ująć mimowoli.
Wracając do domu, przyśpieszył nawet kroku coraz o niego i o zbrzękłą nogę niespokojniejszy.
Ale, co to może młodość!! Zdziwił się stary gdy otworzywszy drzwi zastał Wilmusia, wprawdzie z nogą wyciągniętą, ale siedzącego na stołeczku pod oknem, spartego o ścianę i — co najosobliwsza — z obdartą książczyną w ręku. Posę-
Strona:Złoty Jasieńko.djvu/64
Ta strona została skorygowana.