Nazajutrz po wieczorze u mecenasa, z południa wybrał się pan Szkalmierski na owo polowanie do Zakrzewka, dóbr prezesa, dokąd tak uprzejmie przez niego był zaproszony. Dla pośpiechu wziął do swojego kawalerskiego powoziku konie pocztowe... i maleńki tylko tłumoczek. Ale choć długo tam zabawić nie chciał i nie mógł, gdyż sam polecony mu interes prezesa, nie tak łatwy jak się zdawał, wymagał śpiesznego powrotu, pan mecenas wybrał się przecie z największém staraniem o to, ażeby w obec hrabiów i książąt nie być przyćmionym.
Szły więc z nim najwytworniejsze warszawskie suknie, eleganckie przybory toaletowe, jechał lokaj w liberyi, dubeltówka od Lepage’a i torba sprowadzona z Paryża. Najmniejszy szczegół ubrania, wszystko co go dotykało, wybrane było ze staraniem najtroskliwszém, aby świadczyło o smaku i przyzwoitości pana mecenasa. Wyuczył się on doskonale wszelkich form tego świata który do nich tak wielką przywiązuje wagę. Wiedział jakie rękawiczki uchodzą na rano, jakie muszą być włożone przez prawdziwego sportsmana na polowanie, jaki ubiór służy do kniei, do błota, na wieczór i przechadzkę. Był w tém niezmordowanym postrzegaczem i do śmieszności posuwał pedanteryą elegancyi.
Strona:Złoty Jasieńko.djvu/81
Ta strona została skorygowana.