Panię zastał niby zajętą herbatą, którą w istocie robił kamerdyner. Baronowa na pół leżała w kozetce z lornetką jak zwykle na oczach, panna Albina z albumem na kolanach, z głową do góry podniesioną, wiodła rozmowę poufałą z młodym sąsiadem, który naprzeciw niéj siedział bez żeny skulony, połamany, jakby był na własnéj kanapie z dobrymi przyjaciołmi.
Jesteśmy zmuszeni nakréślić choćby profil panny prezesównéj, acz nie kryjemy przed sobą niezmiernéj zadania trudności. Są istoty o których gdy się powié piękna, czarnooka, wysmukla, już je czytelnik sobie przedstawia łatwo, są inne jednym wyrazem brzydkich dające się okréślić. Ale panna Albina nie była ani piękna, ani ładna, ani brzydka. Twarz i postać były niezmiernie pospolite, a oboje miały właśnie pretensyą okazywać się przeciwnie. Oczy ni usta nie miały wdzięku, wyraz raczéj ostry i zimny, a uśmiéchały się wymuszoną czułością i melancholią, postawa nie miała powagi a chciała być pańską i majestatyczną. Prawdę rzekłszy, był to zbiór fałszów wyuczonych, pożyczanych, niekiedy bardzo szczęśliwie mamiących a niesmacznych. Wyglądając na subretkę, panna Albina grała nieźle wielką damę.
W tém naśladowaniu znać było wzór na który się kształtowała, baronowę Żabicką, ale tamtéj przychodziła rola łatwiéj, była bowiem — i ślady
Strona:Złoty Jasieńko.djvu/84
Ta strona została skorygowana.