mo połykał u siebie strawę niedopieczoną, lub spaloną jak u mecenasa, najwykwintniejsze łakocie.
Przeszła wieczerza szczęśliwie, nie bez narażenia gości na kłamstwa, bo musieli wywołani do jedzenia, chwalić to czego przełknąć nie mogli i unosić się nad tém co radziby byli wylać za okno. Towarzystwo wróciło do salonu, grupując się nieco inaczéj. Panna Albina na chwilę znalazła się przy mecenasie, któremu wyznała cicho iż się nudzi, że ją nudzą i że radaby aby co najrychléj wieczór się skończył. Dała mu do zrozumienia nawet iż milszemi jéj były daleko wieczory które w jego towarzystwie spędzała.
Szkalmierski któremu, jak każdemu niemal starającemu się (nie powiemy zakochanemu, bo się nim nie czuł wcale) niewiele było potrzeba dla odzyskania nadziei — odżył i poweselał.
Ale błysk ten trwał krótko, nader zręcznym zwrotem, niby przypadkowo p. Albina znalazła się znowu przy Mylskim, a Szkalmierski ani się obejrzał jak się dostał w piękne rączki baronowéj.
Baronowa miała zwyczaj dla zdrowia regularnie po wieczerzy się przechadzać, wzięła go więc do mniejszego saloniku za towarzysza do tego spaceru.
Mylski prosił panny Albiny ażeby grała, co ona spełniła chętnie, młócąc Fantazyą Thalberga nielitościwie, reszta towarzystwa siadła do wista.
Strona:Złoty Jasieńko.djvu/92
Ta strona została skorygowana.