Strona:Z Ziemi na Księżyc w 97 godzin 20 minut.djvu/153

Ta strona została przepisana.

kawość, gdyż za wszelką cenę chciał się zbliżyć jaknajbardziej do armaty, która ciągle jeszcze robiła wrażenie rozpalonego pieca. 15 dni po odlewie olbrzymi słup dymu unosił się nad nią a ziemia paliła w promieniu 200 kroków. Dni przechodziły jedne za drugiemi, upływały już tygodnie, a olbrzymi cylinder buchał ciągle jeszcze żarem.
Nie można było ciągle jeszcze zbliżyć się do niego. Członków „Gyn-Klubu“ pożerała niecierpliwość i niepokój.
— Oto mamy dziś 10 sierpnia — rzekł pewnego ranka J.T. Maston. — Zaledwie 4 tygodnie dzielą nas od ostatecznej daty, a pozostaje nam jeszcze opróżnienie kolumnady z piasku i naładowanie jej prochem, a pozatem tyle innych jeszcze rzeczy. Stanowczo nie zdążymy. Przecież zbliżyć się nawet nie można do armaty. Czy ona się kiedy ochłodzi? To nieszczęście.
Próbowano uspokoić niecierpliwego sekretarza, ale on powtarzał uparcie swoje. Barbicane nie mówił nic, ale milczeniem pokrywał głuche rozdrażnienie. Stanąć wobec przeszkody, którą tylko czas może usunąć, a ten czas był najzaciętszym wrogiem i na jego łaskę i niełaskę były zdane losy całego przedsięwzięcia
. Tymczasem codzienne obserwacje wyka-