Strona:Z Ziemi na Księżyc w 97 godzin 20 minut.djvu/156

Ta strona została przepisana.

Można było przypuszczać, iż gniew kapitana Nicholl’a dochodził teraz do ostatnich granic i stawał się już prawie chorobą. Pozostawały wprawdzie jeszcze trzy zakłady do rozegrania o trzy, cztery i pięć tysięcy dolarów i gdyby kapitan wygrał choć dwa ostatnie, byłby zrobił wcale niezły interes. Ale chodziło mu właściwie nie tyle o pieniądze, co o sukces odniesiony przez rywala, który potrafił odlać armatę o takiej sile, że, przyznać to musiał, nie oparłyby jej się żadne opancerzenia i to było dla niego ciosem.
Począwszy od 23 września Wzgórze Kamieni zostało naościerz otwarte dla publiczności, która, jak się tego można było spodziewać, napływać zaczęła gromadnie.
Ze wszystkich zakątków Stanów Zjednoczonych niezliczone tłumy zjeżdżać się teraz zaczęły do Florydy. Miasto Tampa-Town wzrosło znacznie podczas tego roku i posiadało teraz już sto pięćdziesiąt tysięcy ludności. Siecią ulic połączywszy się najpierw z portem Brooke, wyciągnęło się ono następnie na wąskim klinie ziemi, dzielącym dwa zagłębienia zatoki Espiritu Santo. Nowe dzielnice, nowe place, cały las nowych gmachów i domów wyrósł nagle na pustem dotąd wybrzeżu, po którem hulało jeno słońce. Powstawały całe towarzystwa, które finansowały bu-