Strona:Z Ziemi na Księżyc w 97 godzin 20 minut.djvu/160

Ta strona została przepisana.

bunty, ale Barbicane, jak to wiemy, był niewzruszony w swych postanowieniach.
Gdy jednak kolumbiada była już zupełnie skończona, zakaz wstępu nie mógł być nadał utrzymany; byłoby to niesłusznem, więcej nawet, niebezpiecznem wystawiać ludzką ciekawość na dalsze próby. Barbicane kazał więc otworzyć drzwi dla wszystkich, a wiedziony zmysłem praktyczym, postanowił obłożyć podatkiem ciekawość ludzką.
Obejrzenie olbrzymiej kolumbiady było już wielką atrakcją, ale dostać się na jej dno było dla amerykanów rozkoszą, która nie miała równej na świecie. To też nie było przybysza, który odmówiłby sobie przyjemności zwiedzenia wnętrza tej matalowej przepaści. Wygodne windy, poruszano parą, pozwalały zwiedzającym opuścić się na samo dno armaty.
Pierwszego dnia, gdy windę oddano dla użytku publiczności, panował koło niej ścisk nie do opisania. Kobiety, dzieci i starcy, wszyscy uważali za swój święty obowiązek, by do głębi przejrzeć tajemnicę olbrzymiej armaty.
Cena biletu wstępu wynosiła 5 dol. od osoby, a pomimo to w ciągu dwuch miesięcy które poprzedzały wystrzał, napływ zwiedzających był tak wielki, iż bilety przyniosły