Strona:Z Ziemi na Księżyc w 97 godzin 20 minut.djvu/162

Ta strona została przepisana.

rza Kamieni, łączył swe okrzyki i drgnienia serca z entuzjazmem biesiadników, ucztujących na dnie olbrzymiej kojumbiady.
J.T. Maston nie posiadał się z radości. Trudno było ustalić, czy krzyczał on więcej, niż gestykulował i czy pił więcej niż jadł. W każdym razie nie oddałby tego momentu za koronę cesarską i gdyby w tej chwili nabito armatę, pozwoliłby się raczej wystrzelić w przestwór nieba, niż wynieść na powierzchnię ziemi.

———


ROZDZIAŁ XVII.
Telegram.

Prace podjęte przez Gyn-Klub były już właściwie skończone, do chwili jednak, w której olbrzymi pocisk miał się udać w podróż powietrzną ku księżycowi, pozostawało jeszcze 2 miesiące. Niecierpliwość ogólna była wystawiona na ciężką i trudną próbę. Dotychczas najmniejsze zdarzenie podawane było codziennie przez dzienniki, które pożerano z całą pasją; obecnie trzeba się było obawiać, że ta dywidenda w postaci codziennych emocji wypłacana rzeszom bezinteresow-