Strona:Z Ziemi na Księżyc w 97 godzin 20 minut.djvu/175

Ta strona została przepisana.

się olbrzymich pomysłów i przesadne powiększanie wszystkiego, prócz trudności i ludzi.
Była to natura artystyczna, człowiek o szerokiej, wrodzonej inteligencji, którego mowa nie wyróżniała się może błyskotliwością wyrażeń i zwrotów, ale podobna była raczej do ognia tyraljerskiego. W dyskusji troszczył się on mało o logikę, o systematyczne gromadzenie argumentów, ale rzucał je jedne po drugich prosto w pierś przeciwnika z nadzwyczajną szybkością, oszałamiał się potokiem, przeplatał osobistemi wycieczkami, zębami i pazurami bronił swego zdania.
Chętnie nazywał siebie „genjalnym ignorantem“ i gardził uczonymi, którzy: „umieli obmyślać posunięcia figur na szachownicy, ale nigdy jeszcze nie wygrali żadnej partji“.
Był to wogóle cygan z krainy gór i cudów, natura awanturnicza, choć nie awanturnik, Faeton, kierujący rydwanem słońca, Ikar o przyprawianych skrzydłach. Zresztą nie oszczędzał on nigdy siebie i głową naprzód rzucał się w szalone przedsięwzięcia, palił swe okręty z obojętnością Agatoklesa i przygotowany zawsze na przypłacenie życiem swych karkołomnych czynów, jak kot spadał zawsze na nogi.
Dewizą jego było francuskie hasło: „Quand même“ — mimo wszystko, czy wbrew wszyst-