Strona:Z Ziemi na Księżyc w 97 godzin 20 minut.djvu/182

Ta strona została przepisana.

zgrabnym ukłonem, potom ręką nakazując ciszę, zabrał głos i odezwał się w te słowa zupełnie poprawną angielszczyzną:
— Panowie! Pomimo upału pozwoliłem sobie zebrać was tutaj w sprawie projektu, który widocznie was zainteresował. Nie jestem mówcą, am uczonym i nie spodziewałem się, że będę mówił publicznie, ale przyjacieł mój, Barbicane, powiedział mi, że sprawi wam to przyjemność i nie chciałem jej wam odmówić. Słuchajcie mnie więc waszemi sześciuset tysiącami uszów i raczcie wybaczyć wymowę i możliwe błędy cudzoziemca.
Ten bezpretensjonalny wstęp podobał się ogromnie zebranym, którzy rzęsistemi oklaskami wyrazili swe zadowolenie.
— Panowie, nie zabraniam wam wyrażać ani oznak waszego zadowolenia, ani też niezadowolenia — to się rozumie. Teraz więc zaczynam, i przedewszystkiem nie zapominajcie, że macie tu do czynienia z ignorantem, który ignoruje nawet wszelkie trudności Otóż temu ignorantowi wydało się, iż jest to rzecz prosta, naturalna i łatwa, kazać się wystrzelić w pocisku armatnim i w ten sposób dostać się na księżyc. Podróż ta odbędzie się wcześniej, czy później, co zaś do wyboru środka komunikacyjnego, to zależeć on będzie od stanu rozwoju techniki. Człowiek