Strona:Z Ziemi na Księżyc w 97 godzin 20 minut.djvu/189

Ta strona została przepisana.

że wprawicie mnie w kłopot, ja zaś będę wam dawał odpowiedzi, na jakie będzie mnie stać.
Do tej chwili prezes Gyn-Klubu był zupełnie zadowolony z przebiegu zebrania. Dyskusja toczyła się dokoła teorji, o której Michał Ardan, unoszony przez swą imaginację i bujny temperament, umiał mówić w sposób przekonywający. Należało więc uprzedzić, by dyskusja nie dotknęła spraw praktycznych, w których Michał Ardan był widocznie mniej kompetentnym.
Barbicane wstał więc i postawił swemu nowemu przyjacielowi pytanie, czy uważa on, iż księżyc i inne planety są zaludnione?
— Stawiasz mi, drogi prezesie, bardzo trudne pytanie, — z uśmiechem odpowiedział mówca. — O ile się nie mylę, wiele bardzo światłych umysłów wypowiedziało się w tej sprawie twierdząco. Z punktu widzenia filozofji i przyrody skłaniałbym się ku temu samemu twierdzeniu. Powiedziałbym, że na świecie nie istnieje nic bezużytecznego. Odpowiadając więc na twe pytanie innem pytaniem, drogi Barbicane, twierdziłbym, że jeśli światy istnieją, są one zaludnione, albo były, albo będą. Bardzo słusznie odpowiedziały pierwsze rzędy słuchaczów, których zdanie miało moc prawa dla pozostałych.
— Trudno byłoby odpowiedzieć na me