Strona:Z Ziemi na Księżyc w 97 godzin 20 minut.djvu/198

Ta strona została przepisana.

— Tem lepiej, — odrzekł francuz — jeśli moje szaleństwo zaprowadzi mnie aż na księżyc.
— Barbicane i jego towarzysze pożerali oczami tego intruza, który śmiał tak otwarcie występować przeciw ich przedsięwzięciu. Nikt go nie znał i prezes, czując pewne obawy o swego nowego przyjaciela w dyskusji z przeciwnikiem równie bezwzględnym, wodził niespokojnym wzrokiem po zebranych. Cisza panowała tam, cisza poważna i skupiona, gdyż wszyscy czuli, że dyskusja ta wyświetli im nareszcie prawdziwe niebezpieczeństwo, a może nawet rzeczywistą niewykonalność wyprawy.
— Panie, — zaczął znów przeciwnik Michała Ardana, liczne są bardzo dowody, które stwierdzają zupełny brak powietrza dokoła księżyca. Powiem nawet więcej, że gdyby powietrze istniało tam kiedyś, zostałoby najprawdopodobniej wchłonięte przez ziemię. Ale wolę podać panu inne zupełnie niewzruszone dowody na poparcie mego twierdzenia.
— Służę panu! — odrzekł Ardan z wyszukaną grzecznością.
— Wie pan zapewne, — mówił nieznajomy — że, jeśli promienie świetlne przechodzą przez takie środowisko, jak powietrze, zostają one odchylane od linji prostej, czyli za-