Strona:Z Ziemi na Księżyc w 97 godzin 20 minut.djvu/220

Ta strona została przepisana.

rzutemrzutem, — co jest niegrzeczne: Trzeba zawsze szanować swego przeciwnika. Bądź pan zresztą spokojny, jeśli Barbicane żyje, znajdziemy go napewno i tem łatwiej, że musi on pana również szukać i, jeśli tak, jak pan zabawia się również oswabadzaniem uwikłanych w sidła ptaszków. Ale, gdy go znajdziemy, to mówi wam Michał Ardan, nie może już być mowy o pojedynku między wami.
— Między prezesem Barbicane’m a mną — rzekł uroczyście Nicholl, — istnieje waśń, którą tylko śmierć jednego z nas...
— Daj pan spokój, daj pan spokój, — przerwał mu Michał Ardan. — Tacy ludzie, jak wy, mogą się nienawidzieć, ale muszą się szanować! Bić się nie będziecie!
— Ja się będę bił, mój panie!
— A ja panu mówię, że nie!
— Kapitanie, — wmieszał się J.T. Maston, — ja jestem przyjacielem prezesa, jego alter ego. Jeśli pan koniecznie chce kogoś zabić, strzelaj pan do mnie, to będzie zupełnie to samo.
— Panie, — rzekł Nicholl, przyciskając do serca swój sztucer — podobne żarty.
— Przyjaciel Maston, — oświadczył Michał Ardan, — nie żartuje i ja rozumiem jego myśl, by się dać zabić za człowieka, którego kocha. Ale ani on, ani Barbicane nie