Strona:Z Ziemi na Księżyc w 97 godzin 20 minut.djvu/222

Ta strona została przepisana.

Barbicane nie poruszał się. Ardan zatopił swe wejrzenie w oczach kapitana, który był jednak zupełnie spokojny. Podeszli jeszcze kilka kroków i Ardan zawołał:
— Barbicane, Barbicane!
Nie było odpowiedzi. Ardan podbiegł do swego przyjaciela, ale w chwili, gdy miał go schwycić za ręce, zatrzymał się i wydał okrzyk zdziwienia.
Barbicane, z ołówkiem w ręce, kreślił formuły i figury geometryczne, a nienabity sztucer leżał spokojnie u jego nóg.
Zajęty swą pracą uczony, zapomniawszy całkowicie o pojedynku i swej zemście, nie widział i nie słyszał nic.
Gdy Michał Ardan położył mu rękę na ramieniu, podniósł głowę i ze zdziwieniem spojrzał na niego.
— Ach, to ty? Tutaj? Znalazłem, mój przyjacielu, znalazłem!
— Co?
— Mój sposób.
— Na co?
— Sposób uniknięcia wstrząśnienia pocisku, gdy wylatuje on z działa,
— Naprawdę? — pytał Michał Ardan, spoglądając z boku na kapitana.
— Tak, tak! Woda, najzwyklejsza wo-