ra przecięła cały spór, jednoczesne przyjęcie jej przez obu przeciwników, wreszcie ten podbój księżyca, ku któremu zgodnie zmierzać będą odtąd Francja i Stany Zjednoczone.
Wrzystkie te okoliczności składały się na to, by przysporzyć jeszcze więcej popularności Michałowa Ardanowi. Znaną jest pochopność, z jaką yankesi okazują swe uwielbienie dla wybitnej jednostki. W kraju, w którym poważni dostojnicy państwowi wyprzęgają konie znakomitej tancerki i sami ciągną ją w tryumfie, można sobie wyobrazić entuzjazm, jaki budził powszechnie odważny Francuz. Jeśli nie wyprzęgano mu koni, to jedynie dlatego, że nie posiadał on ich wcale, ale zato obsypywano go wszelkiemi innemi oznakami uwielbienia. Nie było obywatela, którego serce nie drżałoby dlań wezbranem uczuciem podziwu. Ex pluribus unum! — według dewizy Stanów Zjednoczonych.
Począwszy od tego dnia, Michał Ardan nie miał chwili spokoju. Delegacje, przybywające z różnych stron kraju, oblegały codziennie hotel, w którym mieszkał. Chcąc nie chcąc, musiał je przyjmować. Ileż dłoni musiał on uścisnąć codziennie, iluż ludziom powiedzieć coś uprzejmego. W kilka dni był już zupełnie wyczerpany; ochrypł od ciągłych przemówień i nie mógł już wydobyć z siebie
Strona:Z Ziemi na Księżyc w 97 godzin 20 minut.djvu/226
Ta strona została przepisana.