Strona:Z Ziemi na Księżyc w 97 godzin 20 minut.djvu/239

Ta strona została przepisana.

— Bez wahania, — odrzekł prezes Gyn-Klubu — i to z uwzględnieniem występnej premedytacji.
— A jabym go uwolnił, mój przyjacielu Barbicane i otóż dla tego nie będziesz mnie mógł zrozumieć.
— Nie będę nawet próbował, mój ty artysto.
— Wobec tego jednak, że zewnętrzna strona naszego wagonu-pocisku zostawia tyle do życzenia, pozwólcie mi przynajmniej, bym go umeblował według mego gustu i z całym przepychem, przynależnym ambasadorom ziemi.
— W tej sprawie, mój kochany Michale, pozostawiamy ci swobodę i możesz robić, co tylko będziesz chciał.
Ale zamiast zajmować się uprzyjemnieniem podróży, prezes Gyn-Klubu nie przestawał medytować nad sprawami pożytecznemi i doskonalił coraz bardziej wynaleziony przez siebie sposób zmniejszenia wstrząśnienia.
Barbicane powiedział sobie nie bez racji, że żaden środek nie będzie w tych warunkach do odrzucenia i podczas słynnego spaceru w parku Skersnaw udało mu się rozwiązać tę trudność, nawet w sposób niezwykle pomysłowy. Woda miała mu oddać tę niezwyczajną usługę.