żą na nas skutki bezsensownego pokoju, który odrazu pogrążył nasz klub w bagno bezczynności. Po kilku zaledwie latach owocnej, wytężonej pracy musieliśmy nagle porzucić rozpoczęte dzieło i urwać nić zbożnego postępu. Bez najmniejszej obawy gotów jestem twierdzić, iż każdy z nas z radością powitałby jakąkolwiek wojnę, która znów włożyłaby broń w nasze dłonie, gnuśniejące w bezczynności...
— Tak, wojna! — zawołał z zapałem J.T. Maston.
— Słuchajcie. Słuchajcie! — wołano ze wszystkich stron.
— Ale, wojna — ciągnął dalej Barbicane, — wojna jest niemożliwą w obecnych warunkach i wiele zapewne lat upłynie, nim odezwą się znowu nasze armaty. Trzeba więc obejrzeć się za innem polem działania i w innej dziedzinie poszukać przystosowania dla tych zamierzeń.
Zebrani czuli, iż mówca poruszy tem najważniejszą sprawę i podwoili uwagę.
— Szanowni słuchacze! — zaczął znów Barbicane. — Od kilku miesięcy męczyło mnie pytanie, czy nie moglibyśmy, pozostając wiernymi naszej specjalności, podjąć jakieś wielkie zadanie, godne dziewiętnastego wieku i czy postępy artylerji nie ułatwiłyby
Strona:Z Ziemi na Księżyc w 97 godzin 20 minut.djvu/25
Ta strona została przepisana.