Strona:Z Ziemi na Księżyc w 97 godzin 20 minut.djvu/265

Ta strona została przepisana.

my ciekawych. Niebawem napływ publiczności przybrał takie rozmiary, że według świadectwa miejscowego dziennika, w pamiętny ten dzień pięć miljonów przybyszów znajdowało się na małym skrawku Florydy.
Od miesiąca już większa część tych przybyszów obozowała już dokoła ogrodzeń Wzgórza Kamieni i stworzyła podwaliny nowego miasta, nazwanego Ardana-Town. Baraki, szałase, domki pokrywały równinę. Zamieszkiwał je tłum, którego efemerycznemu temu obozowi pozazdrościć by mogło niejedno wielkie miasto.
Wszystkie narody świata miały tu swoich przedstawicieli; mówiono tu wszystkiemi językami i narzeczami świata, — rzec by można, że powtórzyło się tu słynne pomięszanie języków, którego widownią była kiedyś biblijna wieża Babel. Różne sfery towarzystwa amerykańskiego stykały się tu ze sobą w bezwzględnej równości: bankierzy, ziemianie, marynarze, komisjonerzy, kupcy, producenci bawełny, przemysłowcy, urzędnicy. Kreolczycy z Luizjany bratali się tu z rolnikami z Indjany; gentlemani z Kentucky lub Tenesse, Wirgińczycy eleganccy i dumni ocierali się o półdzikich mieszkańców jezior i handlarzy bydła z Cincinnati. Ubrani w białe filcowe kapelusze o szerokich rondach lub w klasycz-