Strona:Z Ziemi na Księżyc w 97 godzin 20 minut.djvu/27

Ta strona została przepisana.

— Hurra, księżyc! — krzyknęli jednym chórem członkowie Gyn-Klubu.
— Księżyc studjowano już oddawna — mówił znów Barbicane; — jego powierzchnia, jego waga, jego skład, jego ruchy, oddalenie od ziemi i rolę w układzie słonecznym są do­statecznie znane. Rozkreślono już nawet ma­py selenograficzne, które swą dokładnością nie ustępują w niczem, a może przewyższają na­wet karty geograficze. Fotografje dają nam zdjęcia, przedstawiające naszego satelitę w ca­łej swej niezrównanej piękności. Słowem, wiemy już o księżycu wszystko, czego mogła nas nauczyć matematyka, astronomja, geologja i optyka. Dotąd nikt nie próbował na­wiązać z nim stosunków bezpośrednich.
Czuć było, iż przy tych słowach tłum aż rozgorzał zaciekawieniem i niecierpliwością.
Barbicane mówił dalej;
— Pozwólcie, że w kilku słowach przy­pomnę wam imiona tych kilku zapaleńców, opanowanych tęsknotą do fantastycznych podróży, którzy utrzymywali, iż własnemi oczyma przejrzeli tajniki naszego satelity. W XVII wieku niejaki Dawid Fabricius twier­dził, iż na własne oczy oglądał mieszkańców księżyca. W roku 1699 pewien francuz, nazwi­skiem Jean Baudouin wydał opis podróży do­ koła księżyca, podjętej przez Dominika Gon-