powietrze. Olbrzymi snop ognia wybuchnął z ziemi, jakby z wnętrza krateru. Ziemia zatrzęsła się, a niewielu zaledwie ludzi mogło przez jedną sekundę widzieć pocisk, zwycięsko wylatujący ku górze, z pośród kłębów pary, dymu i płomieni.
Pokryte niebo.
W chwili, gdy snop ognia wzniósł się na szaloną wysokość ku niebu, płomienie jego oświetliły całą Florydę i dzień zapanował nad nocą na jedną dziesiątą sekundy. Ten niezmierny pióropusz ognia widziany był na sto mil dokoła, zarówno w zatoce, jak na Atlantyku i niejeden kapitan okrętu zanotował zapewne w swej książce podróżnej zjawienie się tego olbrzymiego meteora.
Wybuch kolumbiady połączony był z prawdziwem trzęsieniem ziemi. Floryda została poruszona do głębi swych trzewi. Gazy wybuchowe odepchnęły z niebywałą gwałtownością warstwy powietrzne i ten sztuczny huragan, sto razy mocniejszy od huraganu burzy, jak trąba przeleciał przez powietrze. Ani jeden człowiek nie zdołał utrzymać się na