Strona:Z Ziemi na Księżyc w 97 godzin 20 minut.djvu/274

Ta strona została przepisana.

niespodziewana zupełnie i nieprzewidziana nawet przez admirała Fitz-Roy, rozszalała się z niesłychaną gwałtownością.
Wiele statków, porwanych przez straszne wichry nie zdołało zwinąć żagli i zginęło w nurtach morza, a między nimi Child Harold z Liverpool, z powodu straty którego Anglja wniosła nawet do rządu Stanów Zjednoczonych żądanie odszkodowania.
Wreszcie, by zanotować wszystko, choć fakt ten poparty jest tylko zeznaniem kilku świadków, w pół godziny po wystrzale mieszkańcy Gorée i Sierra Leone słyszeli głuchy grzmot, wywołany przez ostatnie drgnienie fal powietrznych, które, przebiegłszy ponad Atlantykiem, konały u wybrzeży afrykańskich.
Trzeba jednak wrócić do Florydy. Gdy przeszła pierwsza chwila wzruszenia, ranni zostali opatrzeni, a ogłuszeni przyszli do siebie, rozległy się ogłuszające okrzyki: „niech żyje Ardan! niech żyje Barbicane! niech żyje Nicholl!“ Miljony ludzi z nosami do góry, uzbrojonych w teleskopy, lunety, lornetki, przyglądało się niebu, zapominając o kontuzjach, ranach i wzruszeniach i troszcząc się jedynie o losy pocisku. Szukali go jednak napróżno. Nie można go już było dostrzec i należało tylko czekać cierpliwie na wiadomości z Long’s Peak. Dyrektor obserwatorjum w Cambridge był na