Strona:Z Ziemi na Księżyc w 97 godzin 20 minut.djvu/276

Ta strona została przepisana.

kolwiek, ale mylono się przecież zasadniczo, gdyż wskutek obrotu ziemi pocisk przebiegał wówczas po linji antypodów i nie mógł być widzianym.
Gdy nadeszła wreszcie noc, głęboka, czarna noc, a księżyc powinien się był pokazać, oczekiwano go napróżno. Zdawało się, że umyślnie kryje się on przed wzrokiem ludzi, którzy śmieli doń strzelać. Nie było więc możności zobaczenia czegokolwiek. Depesze z Long’s Peak potwierdzały ten fakt.
Tymczasem, jeśli doświadczenie miało się udać, podróżni, którzy wyjechali 1 grudnia, powinni byli przybyć na księżyc 4-go o północy. Do tego więc czasu należało zachować cierpliwość, tembardziej, że niebo było wciąż zachmurzone.
4-go grudnia, od godziny ósmej wieczorem do północy, nie zdołano odkryć śladów pocisku, który mógłby był tworzyć na tarczy księżyca zaledwie mały punkcik. Ale i tego punktu nie było widać, gdyż chmury nie ustępowały, a zniecierpliwienie publiczności dochodziło do ostatnich granic.
Zasypywano już obelgami księżyc, który się nie zjawiał. Zrozpaczony J. T. Maston udał się do Long’s Peak. Chciał osobiście spojrzeć przez teleskop i nie wątpił ani na chwilę, że jego przyjaciele dotarli do celu