Strona:Z Ziemi na Księżyc w 97 godzin 20 minut.djvu/29

Ta strona została przepisana.

— Uspokój się, drogi przyjacielu, zanim zaczęli go ośmieszać, przez długi czas całkiem poważnie traktowali oni figiel naszego roda­ka. By zakończyć ten rys historyczny, dorzucę jeszcze, że niejaki Hans Pfaal z Rotter­damu, puściwszy się balonem wypełnionym gazem azotowym po dziewięćdziesięciu dniach podróży wylądował na księżycu. Podróż ta jednak, jak zresztą i wszystkie poprzednie była pomysłem fantastycznym, który zrodził się w genjalnej głowie naszego ziomka, na­szej chluby pisarskiej Edgara-Allana Poe.
— Niech Żyje Edgar Poe! — krzyczeli zebrani, zelektryzowani słowami swego prezesa.
— Aby teraz przejść od pomysłów lite­rackich — mówił dalej Barbicane — do prak­tycznych prób rozwiązania kwestji, która nas interesuje, przypomnę panom, iż pewien geome­tra niemiecki zaproponował, by wysłać do Syberji międzynarodową komisję uczonych, któraby rzucała za pomocą reflektorów na niezmie­rzone płaszczyzny tamtejszych stepów świetlne figury geometryczne. Każdy człowiek in­teligentny, rozumował uczony niemiecki, zna te figury, a mieszkańcy księżyca, o ile wogóle istnieją, musieliby je dostrzec i odpo­wiedzieć podobnymi sygnałami, a wtedy porozumiewanie się z naszym satelitą nie przed­ stawiałoby już poważniejszych trudności, gdyż