Strona:Z Ziemi na Księżyc w 97 godzin 20 minut.djvu/34

Ta strona została przepisana.

też w ów pamiętny wieczór, w miarę tego, jak brzemienne treścią słowa padały z ust prezesa Barbicane’a, po drutach telegraficz­nych biegły one w różne strony Stanów Zje­dnoczonych, z błyskawiczną szybkością roz­nosząc po świecie wielką myśl.
Nazajutrz tysiąc pięćset dzienników po­rannych omawiało już tę sprawę, badając ją z punktu widzenia fizyki, meteorologji i astronomji, podnosząc jednocześnie ekonomicz­ne i polityczne jej znaczenie. Stawiano so­bie pytanie, czy księżyc jest już skończonym światem, czy też podlega jeszcze przeobrażeniom; czy podobny jest, do naszej ziemi z okresu, gdy nie posiadała ona jeszcze ludzi? Choć w danej chwili chodziło jedynie o wy­słanie na księżyc jednego wystrzału, mówiono już o tem, że kiedyś Ameryka zgłębi wszyst­kie tajemnice tego towarzysza ziemi, a umy­sły przezorniejsze zastanawiały się już nad tem, czy podbój księżyca nie zachwieje równowagi europejskiej.
Ani jedno pismo nie wyraziło wątpli­wości, czy hardy ten plan da się urzeczy­wistnić, przeciwnie, wszystkie one podnosiły ogromne znaczenie tej sprawy, przeróżne sto­warzyszenia uczonych, związki literackie i re­ligijne posyłały na ręce prezesa „Gyn-Klubu“