planet i ich satelitów, szybkość dźwięku i wiatru. Ale naszem dziełem jest szybkość kul armatnich, stokroć większa od najszybszych pociągów i najbardziej rączych koni.
J.T. Maston zdawał się być w ekstazie, a głos jego nabierał akcentów lirycznych, gdy śpiewał ten hymn na cześć pocisku.
— Chcecie cyfr — wołał — oto najwymowniejsze z pośród nich. Weźcie chociażby najskromniejszy pocisk dwudziestoczterofuntowy; jeśli leci on osiemset tysięcy razy wolniej od ziemi, wirującej koło słońca, to jednak w pierwszej chwili szybkość jego przewyższa szybkość dźwięku, robi on sześć mil na minutę, trzysta sześćdziesiąt mil na godzinę, osiem tysięcy sześćset czterdzieści mil na dzień, siedem miljonów trzysta trzydzieści mil na rok, potrzebuje więc zaledwie jedenastu dni, by dosięgnąć księżyca, w dwanaście lat dobiegłby do słońca, a w trzysta sześćdziesiąt dotarłby do krańców naszego układu słonecznego — do Neptuna. Oto do czego zdolna jest ta skromna kula, dzieło naszych rąk. A co się stanie, jeżeli dwudziestokrotnie wzmożymy tę szybkość i pocisk nasz będzie robił siedem mil na sekundę?! O, wspaniała kulo! Niezrównany pocisku! Wierzę, że będziesz przyjęty tam, w przestrzeni, z honorami należnymi ambasadorowi ziemi!
Strona:Z Ziemi na Księżyc w 97 godzin 20 minut.djvu/60
Ta strona została przepisana.