Strona:Z Ziemi na Księżyc w 97 godzin 20 minut.djvu/96

Ta strona została przepisana.

bie, a jest to właśnie ta niemoralna zasada, na której opiera się cała sztuka wojowania.
Otóż Barbicane wsławił się jako twórca nowych typów pocisku, Nicholl pracował stale nad doskonaleniem coraz to nowych opancerzeń. Pierwszy po całych dniach i nocach odlewał pociski w Baltimore, drugi po całych dniach i nocach kuł płyty pancerne w Filadelfji.
Za każdym razem, gdy Barbicane wynajdował nowy rodzaj pocisku, Nicholl przeciwstawiał mu świeżą płytę. Prezes „Gyn-Klubu“ trawił swe życie na robieniu dział, Nicholl na zabezpieczaniu przeciw nim. Stąd powstała rywalizacja, a za nią i nienawiść osobista. Barbicanowi śnił się często Nicholl w postaci ogromnego pancerza, którego w żaden sposób nie mógł przebić; Nicholl znów wystawiał sobie Barbicane’a jako niebezpieczny pocisk, który przedziurawiał go na wylot.
Pomimo to, że dwaj ci uczeni szli po zupełnie rozbieżnych drogach, wbrew aksjomatom geometrji, byliby się wreszcie może spotkali, ale doprawdy tylko w pojedynku. Na szczęście jednak dla obu tych obywateli tak zasłużonych dla swego kraju dzieliła ich przestrzeń sześćdziesięciu mil, a w dodatku przyjaciele ich czynili wszystko, by nie dopuścić do tego spotkania.