Strona:Z Ziemi na Księżyc w 97 godzin 20 minut.djvu/98

Ta strona została przepisana.

Rozgniewany Nicholl oświadczył wtedy, że zgadza się na doświadczenia z pociskami wszelkiego rodzaju: z kulami czy granatami, masywnemi czy pustemi w środku, okrągłemi czy konicznemi. Barbicane odrzucił jednak i to wyzwanie, nie chcąc prawdopodobnie skompromitować swych poprzednich sukcesów.
Nicholl, doprowadzony do ostateczności przez upór Barbicane’a, chciał go skusić do podjęcia próby przez poczynienie mu nowych ustępstw. Zaproponował, że pozwoli strzelać do swej płyty z odległości dwustu jardów. Barbicane odmówił. Nicholl zgodził się na sto jardów. Ani nawet na siedemdziesiąt pięć.
— A więc na pięćdziesiąt! — ogłaszał kapitan w dziennikach, — nawet na dwadzieścia pięć i ja sam stanę z tyłu za swoją płytą.
Barbicane odpowiedział wtedy, że gdyby kapitan stanął nie za płytą, ale nawet przed nią, on, Barbicane, i tak nie będzie strzelał.
I po tej odpowiedzi kapitan nie dał za wygrane, ale przeszedł do osobistych napaści. Zarzucał Barbicane’owi, że człowiek, który uchyla się przed wyrzuceniem jednego wystrzału armatniego, zdradza się ze swem tchórzostwem, że wogóle artylerzyści, którzy przyzwyczaili się teraz strzelać z odległości