Berek westchnął.
— Był panie czas, dalibóg ładny czas był, ludzie widzieli wielkie interesa — dziś, powiedz pan, co dziś kto widzi? To co ja panu powiadam, to prawda jest. Jeżeli książki pokazują inaczej — to pokazują nieprawdę. Powiadasz pan historya! powiadasz pan dokument! wielka mecyja dokument? a gdzie te świadki, co byli przy podpisywaniu?
— A gdzie ci, co widzieli cud na kirkucie?
— Ich nie ma, ale oni byli, na moje sumienie byli — tylko że już pomarli. Przecież człowiek nie może żyć pół tysiąca lat.
— Więc przed pięciuset laty to się stało?
— Aj, co pan tak się pyta o lata! Żyd tak nie rachuje pieniędzy, jak pan chce te lata rachować. Co z tego? Po co rachować to, co było, to się już nie wróci — było, dawno było i dość na tem — a pan pyta kiedy? którego roku? którego dnia? jak się rabin nazywał? Tak czy siak, to wszystko jedno jest. Z jednego pagórka zrobiła się góra i dół. Aj panie, dziwne rzeczy bywają na świecie. Strach mówić. Pan myślisz naprzykład, że pole to jest pole, a las to las...
— A cóż ma być?
— To jest las i pole, człowiek widzi tylko las i pole, ale i w polu i w lesie pełno jest takich, co niech zginą, co ja ich imienia nie chcę powiedzieć! Oni tylko patrzą, żeby człowieka zgubić.
Zamyślił się Berek.
Była już noc, gwiaździsta, pogodna, piękna. Z ponad rzeki dolatywał turkot młyna, z wioski dochodziło szczekanie psów. Zastanawiałem się nad genezą legendy opowiadanej mi przez Berka.
— Panie, proszę pana — odezwał się.
— Co takiego?
— Niech pan powie, co pan myśli o tym interesie?
Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 156.jpg
Ta strona została uwierzytelniona.