Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 162.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Na ulicach miasta Ongrodu ludno i gwarno. Jadą tam, idą, śpieszą, rozmawiają, śmieją się, hałasują na sposób różny. Środkiem ulic suną z łoskotem powozy; bokami, na chodnikach wązkich, tłumnie wymijają się piesi przechodnie, z których każdemu pilno do kogoś, kędyś, po coś...
Wśród tłumu tego, czy spostrzegacie państwo starą kobietę, powoli przesuwającą się najskrajniejszym brzegiem ulicy, u samych ścian kamienic, o które ociera się często łachmaniasta jej odzież, do których też przypiera niekiedy zgarbione plecy, — stając na krótkie wypoczynki z piersią dyszącą ciężko i z kroplami potu występującemi na zmarszczone czoło? Zmęczoną jest widocznie, ale nie dzisiejszą tylko wędrówką. Dnie, miesiące, lata, całe długie życie przewędrowała w sposób podobny, śród tłumu, spychającego ją na miejsca najmniej wygodne, pomiędzy najostrzejsze kamienie bruku, ku najchłodniejszym od mrozów, lub najgorętszym od skwarów, murom domostw miejskich. To też popatrzcie państwo, jak przygarbiła się, rzec można, w łęk zgięła jej postać, jak wychudłą i malutką stała się twarz, okryta zgrubiałą skórą, jak zżółkły i pomiędzy sterczące kości policzków głęboko wpadły jej wargi, jak spłowiały oczy, czarne snadź niegdyś, jak nad spłowiałemi źrenicami drga i mruży się żółta, z rzęs obrana, powieka. A na czole nizkiem, ciemnem, ileż zmarszczek! Wygląda czoło to jak karta papieru, która długo tarzała się po miejscach wilgotnych i mrocznych, a ręka jakaś twarda, nieubłagana, mięła ją i wygniatała w fałdy i zagięcia najrozmaitsze. Nad czołem tem włosów nie widać, bo głowa owinięta jest chustką, która, pomimo starości, zachowała jeszcze barwę żółtą. Końce jej, związane z tyłu głowy, opadają na plecy kobiety, okryte luźnym kaftanem z pstremi łatami na rękawach plecach i piersi. Stopy jej, kroczące po ostrych kamieniach, obute są w płytkie obuwie i sine pończochy, ukazujące się niekiedy z pod