Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 191.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

dzień jeden, drugi, tydzień dobiega końca; Chaim siedzi od rana do nocy, kraje, przymierza, przerabia i przypomina sobie wszystkie zalecenia — jedne przypomni, drugich nie pamięta — dobywa sił wszelkich, aby uniknąć zastrzeżonych, zwykłych swych omyłek, a nie przeczuwa, że palce jego i igła zawsze starej trzymają się drogi, nożyce przy ostatecznem wygładzaniu fasonów zawsze na stary tor schodzą. Dziwnym też jakimś sposobem mimo rzetelnego pośpiechu i gorliwego przysiadywania fałdów, robota przeciąga się zawsze daleko poza termin. Upływa dzień oznaczony; Chaim otrzymuje pierwsze zawezwanie, potem drugie i trzecie; w pośpiechu plączą się nici, zszywają niewłaściwe kawałki, trzeba pruć i przerabiać na nowo; a tu na dobitek jego Małka traci resztki krótkiej swej cierpliwości i poczyna wyrzekać, że doczekać się nie może spodziewanych pieniędzy, a siedmioro małych Chaimków i Małek dopomina się coraz natarczywiej przyobiecanych przysmaków. Wśród tego wszystkiego Chaim znajduje jednak dość siły ducha, aby krzepić się i pocieszać myślą, że gdy ostatecznie wszystko zostanie posklejane i przypasowane, suknia, ten owoc tylu dni gorzkich, przejdzie wykończeniem wszystkie dotychczasowe jego roboty i niezawodnie podkopie kredyt nienawistnego Josielka z Wołowskiej ulicy, a nawę jego rodziny popchnie na lepsze, spokojniejsze fale, gdzie widmo nędzy tak często grozić jej nie będzie.
Właśnie widzimy go w jednej z owych chwil pełnych niepokoju, oraz spodziewanego tryumfu. Nizko pochylony nad robotą, pod słabe światło lampki, szyje pilnie, aby dziś jeszcze wykończyć. Wydaje się całkiem skupiony w sobie i nic nie znamionuje nurtujących go niepokojów. Wysoka, chuda jego postać zawsze ma te same powolne, nacechowane godnością ruchy i twarz mizerna, o pięknej, na piersi spływającej brodzie, posiada swykły swój wyraz zmęczenia i poważnej zadumy. Pogrążony w swych myślach nie bardzo uważa, że mały Mendelek z mniejszą jeszcze Ryfką wiodą