Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 208.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

wił ujrzeć to arcydzieło w całym jego blasku. Więc przywołał Małkę, która właśnie w tej chwili kończyła spłukiwanie garnków, od dnia wczorajszego spoczywających na półce z resztkami jadła, a dziś pełnych przeróżnych ruchliwych organizmów, z resztek tych wyprawiających sobie wspaniałą ucztę. Małka wiedziała już, o co chodzi; otarłszy więc fartuchem po łokieć niemal umurusane we wszelkich możliwych pomyjach ręcę, zbliżyła się do męża, wzięła suknię z rąk jego i wgramoliwszy się na stołek, wrzuciła ją sobie przez głowę. Chaim cofnął się o krok i badawczym wzrokiem zaczął badać.
Dziwnie, co prawda, wyglądała ta szata, pełna jedwabnych upstrzeń i błyszczących guzików, zarzucona na brudny, pokryty plamami kaftan Małki; dziwniej jeszcze — wynurzająca się z jedwabnego ponsowego kołnierza kudłata, z mydłem i grzebieniem żadnej styczności niemająca głowa żydówki; ale Chaim nie zwracał na to uwagi, porwał go już był zapał artystyczno-krawiecki; widział tylko swoje dzieło i nad niem się zagłębiał.
Wyraz zadowolenia rozgładził twarz jego ze wszystkich niemal zmarszczek, przeciągnął ręką po brodzie, poprawił jarmułki i powoli, z upodobaniem wymówił:
Ganz recht!
Po chwili suknia była już zawinięta i Chaim sam, nie chcąc budzić Lejzorka, tryumfalnie wyruszył z nią na miasto.


∗             ∗

Jasne zimowe słońce jaskrawie ubrylantowało, przeczyście rozjaśniło dzionek. Mróz wprawdzie był tęgi, ale taka czystość, taka niezmąconość panowała w błękitach, w powietrzu, na ziemi, że cały świat zdawał się uśmiechać wesoło. Przechodnie wprawdzie kulili się i zasuwali ręce w rękawy, furmani musieli bić mocno rękami,