grubym kijem, kroczył tak swobodnie, jak zwykł był wchodzić do buduarów swoich bogatych pacyentek. Wszedłszy do izby, jednym rzutem oka ogarnął całe jej wnętrze. Bez zmiany w fizyognomii, bez oznaki wstrętu lub litości przesuwał się wśród rozpełzłego po całej podłodze Chaimowego potomstwa. W głębi, na wysoko usłanem łóżku, Lejzorek leżał blady i nieruchomy, z ręką spoczywającą w dłoniach ojca, który przysiadł się na brzegu łóżka i oka z niego nie spuszczał. Krótka była konsultacya. Jedno wejrzenie rzucone na twarz chorego dość powiedziało staremu praktykowi. Paru słowami jednak uspokoił alarmującą Małkę, zalecił chłodne kompresy, lód, w końcu jakąś miksturę, którą na kartce z notesu wydartej zapisywał na własnem kolanie. Podał receptę Małce z napomnieniem, aby natychmiast do apteki pobiegła. Ale widać jakaś myśl przyszła mu do głowy; powiódł raz jeszcze wzrokiem dokoła po dzieciach, po nierozpalonym dotąd piecu i znowu sięgnął do swego notesu, a skreśliwszy na kartce słów parę, podał ją Małce.
— Oddasz to w aptece — powiedział — to ci nic nie każą za lekarstwo zapłacić.
Poczem raz jeszcze zwrócił się do Lejzora i ucho ku jego ciężko robiącej piersi pochylił. Chaim tymczasem usunął się ku oknu i wyjąwszy z kieszeni dopiero co otrzymane pieniądze, zaczął je na dłoni przerzucać. Małka, której niespokojne oczy widziały wszystko, rzuciła się do męża i badawczo przez ramię mu spojrzała.
— Hörste! — syknęła z cicha, spostrzegłszy sporo miedziaków zostawionych na ręku. — Nu, na co tego aż tyle! Czy to my bogacze!
Palcem przesunęła pieniądze; cofnęła z nich jeden, potem dwa, wreszcie zgarnęła wszystkie, pozostawiając jedne tylko dziesięć groszy.
— Nie można tak — perswadował szeptem Chaim.
Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 212.jpg
Ta strona została uwierzytelniona.