Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 219.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

na rękach o kolana opartych; palce weszły głęboko i mocno w siwe włosy. Siedział i myślał.
Szukał tej prawdy, któraby go nauczyła, dlaczego to dziecko opuszcza go tak nagle i tak niepowrotnie? Dlaczego ginie tak marnie, jak istne źdźbło suchej trawy, które na nic już nikomu nie jest potrzebne? On — niepotrzebny! Za co go Bóg karze tak srogo? Zakon ich uczy, że grzechy ojców karane są śmiercią dzieci, lecz daremnie usiłuje przypomnieć sobie tak wielkie przewinienie, któreby zasługiwało na podobną karę. W życiu ustawicznej pracy, w którem niewiele więcej widział nad stół do zajęcia i mało co więcej słyszał nad wołanie o chleb żony i płacz dzieci, miejsca nawet dla strasznych grzechów nie było. Wół, który jarzma nigdy nie zrzuca, nie może być ani tygrysem, ani szakalem — ani człowiekiem. I nie wie napewno Chaim, czy nie jest drugim Abrahamem, który musi syna poświęcić i sam własnoręcznie być jego ofiarnikiem? Wprawdzie żaden anioł nie zwiastował mu tego rozkazu, ale czyż nie on sam, jak tamten ojciec, budował stos dla swego dziecka? I zdaje mu się nawet, że tam ot ten stołek, ten stół do roboty, w ciemnościach wieczoru szarzejący, rosną jakoś olbrzymio i przybierają kształty owego stosu, na wysokości Moria wzniesionego. Zdaje mu się, że ta maszyna, te nożyce, odbijające na swej stali ostatnie blaski dnia, są owym nożem ofiarnym, którym on cios śmiertelny dziecku swemu zadał. Stos ten przepala się w głębi własnego jego serca, ten nóż zatapia się gdzieś w samo dno jego duszy. Lecz porównywając siebie z owym patryarchą z lat dawnych, spostrzega, że oprócz ofiary nic między nimi wspólnego niema. Z wyobraźni lat dziecinnych odtwarza mu się w pamięci wyniosła postać owego biblijnego starca. Widzi go w szatach białych, z twarzą ku niebu podjętą, z nożem ofiarniczym w ręku. Majestat wielki, moc i groza biją od tej białej postaci, a twarz jego pełna jest spokoju, wszelką walkę z samym sobą ukończył i z ser-