Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 261.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Cóż to zapomniałeś czy co, przecież w kwietniu pola już u nas zasiane, wszystkie drzewa zielone.
— Zielone? — radość błysła w oczach Srula — a tak, tak zielone, a tu mróz!
Teraz już wiedziałem o co mu chodzi; chcąc się jednak upewnić, milczałem; żyd ożywił się widocznie.
— Nu, niech mi pan powie, czy jest u nas teraz... tylko, ot widzisz pan, nie wiem już jak się nazywa, już po polsku zapomniałem — tłómaczył się zawstydzony, jak gdyby umiał kiedy — to jest białe takie, jak groch, tylko nie groch, koło domów w ogrodach latem, na takich wielkich kijach?...
— Fasola?
— A to właśnie! Fasola, fasola — powtórzył sobie kilkakrotnie, jak gdyby chciał wrazić sobie to słowo na zawsze.
— Rozumie się, jest i dużo, a tu czyż niema?
— Tu! Bez całe trzy lata ani jednego ziarnka nie widziałem, tu groch taki, co u nas, z przeproszeniem tylko... tylko...
— Świnie jedzą — podpowiedziałem.
— Ny tak! tu na funty sprzedają i to nie zawsze dostać można.
— Czy tak lubisz fasolę?
— Nie to że lubię, ale to właśnie, ja sobie tak nieraz miślę o tem, bo to ładnie przecie, nieprzymierzając jakby lasek rośnie wedle domu. Tu nic niema!
— A teraz — zaczął znowu — teraz niech mi pan powie, czy u nas są jeszcze małe, ot takie — i na palcu pokazywał — szare takie ptaki? także zapomniałem, jak to się nazywa. Dawniej dużo ich było! Bywało modlę się koło okna, a tego maleństwa, jak mrowia się nazbiera. No, ale ktoby tam na nich patrzył? Wie pan co, nigdybym nie uwierzył, że o nich kiedy myśleć będę!? Bo tu,