Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 365.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

bardzo, bogacze, ba! nawet uczeni, i zapytywali go o znaczenie ciemnych miejsc w świętej nauce, prosili o rady w różnych drobniutkich punktach religijnej kazuistyki, albo, poprostu, o opowiedzenie im tej lub owej historyi, poczerpniętej z Hagady, tej lub owej legendy, przypowieści i t. d. Szymszel tłomaczył, wyjaśniał, radził opowiadał, wpadał sam w zapał graniczący z ekstazą, i zachwyceniem napełniał serca słuchaczy, którzy odchodzili z głębokimi ukłonami, oddawanymi mądrości jego i wymowie...
Była to jedna uciecha Szymszela. Drugą i nie najmniejszą czerpał on, jak już wiemy, z ojcowskiej miłości swej, rozdzielonej pomiędzy pięć przedmiotów, z których każdy zachwycał go innymi wdziękami, a budził w nim czułość zachwyconą i wiecznie radosną. Smutek najlżejszy nie mieszał się z tą czułością. Teraźniejszość dzieci nie sprawiała Szymszelowi troski żadnej. Troszczyła się o nią srodze Cipa, ale że nigdy o troskach swych mężowi nie mówiła, więc nie wiedział o nich wcale. Co do przyszłości, jeżeli kiedy Szymszel, patrząc na pięć pociech swych, pomyślał o niej, wnet mówił sobie: »Enoch, Mendele i Lejzorek będą uczonymi, Liba i Esterka wyjdą za mąż za uczonych«. I nie była to nawet prosta nadzieja, ale pewność, która zupełnie uspakajając Szymszela co do przyszłej doli jego dzieci, dawała mu w dodatku uszczęśliwiający przedsmak chronicznej i bezwyjątkowej w rodzinie jego uczoności.
Trzeciem i najwyższem może źródłem szczęścia była dla Szymszela — praca. Tak. Próżniakiem nie był wcale, jak o tem mógłby mniemać ktoś, powierzchownie na rzeczy patrzący. Ja, która często bywam w sklepiku Cipy i ztamtąd spoglądam w głąb sąsiedniej izby, na własne oczy widuję nieraz Szymszela tak, ale to tak zapracowanego, że mu aż pot kroplisty występuje na zbladłe od znużenia czoło, krwiste plamy rumieńców pałają na policzkach obrosłych czarnym włosem, a wargi drgają nerwowo od wzruszeń, doznawa-