Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 369.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

Szymszel powstał, przywdział tałes, opasał czoło rzemieniem z tefilą i, wznosząc w górę obie ręce, dziękował Bogu za to, że dał mu, niby drugiemu Jakóbowi, ujrzeć żywemi oczami anioły swe — i za to, że uczynił go tak bardzo, tak bardzo szczęśliwym...
Szymszel był tem szczęśliwszy, że głębokich a licznych uciech jego nie mąciła żadna troska, żadna boleść, których tyle doświadczają wszyscy nieobcy uczuciom, noszącym nazwy: humanitaryzm, filantropia, dbałość o sprawy ogółu i t. d. Uczuć tych uczony Szymszel nie tylko nie doświadczał, ale nie wiedział nawet, że istnieją na ziemi. Oprócz nauki, której oddawał się, dzieci, które kochał, i żony, dla której doświadczał uczucia pobłażliwego, jakby litośnego przywiązania, — nic na szerokim świecie nie obchodziło go w stopniu najmniejszym.
Jedyne zmartwienie, którego doświadczał od czasu do czasu, sprawiała mu niewola babilońska. Myśląc lub czytając o niej, stawał się smutnym, zamyślał się i przyciszonym głosem nucił pieśń o rzekach Babilonu i ziemi wygnania. Martwiło go też zburzenie świątyni jerozolimskiej. Cesarza rzymskiego, Tytusa, który tego dokonał, nienawidził z całego serca, namiętnie, zjadliwie. Była to jedyna nienawiść, którą nosił w sercu. Częściej jednak niż nienawiści, oddawał się żalowi. Niekiedy, czytając historyę oblężenia Jerozolimy przez wojska rzymskie i wszystkiego, co nastąpiło potem, brał głowę w obie dłonie, jęczał i płakał.
Czarność przecież chwil takich stokrotnie wynagradzaną mu bywała różowością wielu innych. Jak np. rozpływał się cały z rozkoszy na widok bogactw i chwały króla Salomona! jak głośno wyśpiewywał i podskakiwał radośnie, wraz ze śpiewającym i tańczącym przed arką przymierza, królem Dawidem! Jak dumnie tryumfował z Machabeuszami! Jak gorąco radowało go pierwsze po klęsce zgromadzenie się izraelskiego Sanhedrynu, i jak żywy, gorliwy