Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 390.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

zupełnie nie są właściwe delikatnej kobiecej piersi, a błękitne oczy roszą się łzą niewymownego udręczenia...
Wszystko to przecież jest niczem.
Szymszel nie widział nigdy w życiu kobiety tak pięknej, jak ona.
Czy wchodząc na scenę, spostrzegł on istotnie tę Dalilę, która się tam znajdowała? Niewiadomo. Słyszałam jednak potem, że Szymszel, wchodząc na scenę, zamiast ponsowej twarzy, niezabudkowych oczu i wełnianych loków Mejerka, widział śnieżne lica, uwieńczone kruczym lśniącym warkoczem i patrzące na niego dwiema gwiazdami płomienistych źrenic.
Widział w tych czarnych źrenicach łzę marzenia i żar namiętności, a postać, która stała przed nim, była wysmukłą, gibką... Niby od niebios rozgrzanych wschodniem słońcem, wiały od niej tchnienia upalnych rozkoszy Wschodu.
Tego, co czuł, Szymszel w tej chwili, nie zaznawał nigdy i nazwać-by nie umiał, ale gdy zbliżył się do uroczego widma, które stało przed jego wzrokiem, i gdy śpiewać doń zaczął, głos jego miał takie miękkie lub gorące, błagalne lub gwałtowne tony, iż Dalila szeroko od zdumienia rozwarła błękitne oczy a potem, kiedy wypadło jej z roli podać mu rękę, czyniła to z widoczną trwogą.
Szymszel ruchem gwałtownej radości pochwycił rękę, nie tę, która trzymała wachlarz, ale drugą, i, przyciągając Dalilę do piersi, złożył na jej ustach taki pocałunek, że do reszty nim przestraszona, wyrwała się z objęć jego i usiadła na jednem z dwóch wiedeńskich krzesełek, umieszczonych przed krużgankiem jej pałacu.
Oprzytomniawszy nieco, Szymszel usiadł na drugiem krzesełku. Zaczął się duet.
W tym-to duecie rozstrzygnęły się losy Samsona. Skrytym był i do zbadania nie łatwym, ale wdzięki Dalili pokonać zdołały opór najwytrwalszy. Daremnie, stojąc przed nią, najbardziej prze-