Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 394.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

wysokiej skali tonów dosięga! jakie napełniają go rozpaczne wołania i prośby! Woła do Jehowy o siłę, o tę dawną siłę swoją, której pragnie na chwilę jeszcze, na jedną chwilę...
Wołając tak, ręce drżące i twarz bladą, o powiekach zamkniętych i ustach, okrążonych wyrazem męczeńskim, podnosi w górę.
Teraz, gdy stoi w ramionach kartonowych filarów, oświetlony lampką z długim kominem, którą jeden z Filistynów trzyma mu przy samej twarzy, ma pozór męczennika, takiego męczennika, który boleje »bólem milionów«.
Lampka, trzymana mu przy twarzy, parzy mu policzek. Odtrąca ją ruchem gniewnym, obiema rękami chwyta za filary, wstrząsa nimi i obala je na Filistynów, którzy też wszyscy z wielkim łoskotem padają na ziemię...
Zabici wszyscy i Samson zabity.
Martwe ciała poległych leżą pod gruzami pałacu i mienią się, wśród przyciskających je filarów, szkarłatnemi, żółtemi, zielonemi barwami odzieży. Zasłona spada... publiczność wybucha szalonymi okrzykami.
Sfery wyższe i zwyczajne, ławki tonące w świetle i grzęznące w mrokach — kloce półokrągłe — łączą się w jednem ogólnem uczuciu, klaszczą, śmieją się, płaczą, biadają, przywołują Samsona, »cesarza«, Dalilę, starców judejskich; a Josiel, reżyser, nic już nie ma przeciw tej całej wrzawie i poskramiać jej nie myśli, tylko, wsparłszy się o brzeg sceny, smutny jakiś stoi, bo oto już koniec uroczystości, o której myśl przez parę miesięcy wlewała trochę wesela w mozolne, jednostajne życie ubogiej garstki ludzi.

∗             ∗

Po skończonem przedstawieniu artyści nie zdejmują teatralnych kostyumów, ale owszem, dopełniają je pociesznymi dodatkami