Strona:Z jednego strumienia szesnaście nowel 399.jpg

Ta strona została uwierzytelniona.

dzinna. Spała w chwili przybycia Szymszela, lecz się potem obudziła i siedząc na ziemi, wpatrywała się w świetny strój męża i ojca.
Siedzieli wszyscy i patrzyli oddawna, tamując oddech w piersi, aby nie spłoszyć widziadła w szkarłatach i złocie, które wydało im się sennem zjawiskiem. Potem Cipa pierwsza wysunęła się z mroku, chyłkiem cicho, bardziej pełznąc, niż idąc ku kolanom męża.
U kolan przysiadła znowu, podniosła twarz, otoczoną brzegami okrągłego czepca, splotła ręce na watowanej spódnicy, z pod której wyglądały stopy w niebieskich pończochach, otworzyła usta i patrzała mu w twarz oczami, tonącemi w miodach czułości...
Za nią wyłoniły się z cienia ognisto-włose główki Mendelka i Esterki. Enoch wychylił bladą twarz swą, nad którą sterczał zmięty daszek zsuniętej w tył czapki. Liba stanęła za wszystkimi z warkoczykiem, rozplatającym się w płowe pasma, i z Lejzorkiem na ręku.
Milczeli wszyscy.
I Szymszel milczał długo, patrząc z kolei na postaci te, które otoczyły go już zbliska.
Potem ogarnął je wszystkie jednem spojrzeniem i, szybko ukrywszy twarz w obie dłonie, boleśnie zaniósł się od płaczu. Płakał i rozdzierającym głosem biadał.
— Biedne dzieci moje! oj biedne, biedne wy, moje rybki, brylanty! Co ja dla was zrobię? Co ja dla was zrobić mogę? Ja sam biedny, mały i taki — ciemny, i taki — głupi! I wy będziecie zawsze biedne, małe, i ciemne, i głupie!
Nagle płakać i jęczeć przestał, ze stołka zerwał się i, przed oknem stanąwszy, w ciemności wzrok pogrążył.
Stał tak chwilę, aż ujrzał znowu... wielką, długą pręgę złotą, która na tle czarnej nocy utworzyła złotą drabinę, ze szczeblami pełnymi aniołów i z białym, litośnym, cierniami uwieńczonym, a wianki wijącym aniołem modlitwy u szczytu.