Strona:Z martwej roztoki.djvu/158

Ta strona została uwierzytelniona.

Jeden — drugi —
Prędko, by zdążyć —
Całe ich ogniste smugi,
Które się łączą w słup-kolumnę
I poddają się słońcu —
Zapóźno...
Już poczyna się grążyć
W ogni krzyczących trumnę
Bez dna, bez wieka,
Nakrytą nieba koliskiem —
Zapadające, wydaje się kopułą, tjarą,
Bramą płonącą, ogniskiem —
Wkońcu jest istnie jak serce człowieka,
Tonące krwawą ofiarą...
................

Zapadło.
Niebo jak chusta pobladło.
Zgasł pożar fal.
Od brzegów poczyna pełznąć smutek-siniec...
W całej naturze zawisł nieukojny żal,
Jak po straceniu Boga.
Na zesiniałych wodach
Została ognista droga,
Idąca w nieskończoną dal — —
Duszom ofiarnym gościniec.