Strona:Z martwej roztoki.djvu/166

Ta strona została uwierzytelniona.

ARENA W POLI


Amfiteatrum puste...
Przed dwoma tysiącami lat
Było tu zaiste ludnie!
Dwadzieścia tysięcy ludzi
Od szczytów aż do tych w dole krat
Gdy wrzasło —
Krzyk rwał błękit jak chustę,
Bijąc o nieba strop...

I dziś — wszystko zagasło.
Nawet ech w skałach nie budzi.

Przez puste okna piętr morze prześwieca cudnie
I rzuca oczom światła miłego snop,
Wiodąc je po promieniach,
Po lazurowej wodzie
W oddal błękitną — hen,
Gdzie mkną żaglowe łodzie...

Każde okno, jak obraz w oramieniach
W dali widny — jako marzenny sen...