W stęsknionem sercu promieniami swemi,
Jako tu u nas na ojczystej ziemi.
A więc siał w serce owe złote ziarno,
Które, choć nawet chwasty je ogarną,
Silnym swym wzrostem chroniąc się zniszczenia,
W złoty, stokrotny owoc się rozplenia.
I to też, kiedy, jako ptasze młode,
Co wylatuje z gniazda na swobodę,
Leciałem wolno — ojczyste konary
Rzuciwszy, w obce, dalekie obszary;
W długiej tej drodze nie zwichnąłem lotu:
Bo miałem siły dosyć do powrotu
Niekiedy Olza powodzią wzbierała
Straszną, aż wody z brzegów wylewała,
W szalonym pędzie i niszczącym biegu
Rwała i drzewa i kwiaty na brzegu
I pochłaniała wszystko w toni mętnej.
Widząc tę zgrozę byłem bardzo smętny;
I rzekł mi starzec: «Moje lube dziecię,
Taką powodzią wzbiera czasem życie
Ludzkie, jeżeli samolubstwa chęci
Serce owładną, jeśli nie poświęci
Czynów i życia swej ojczystej ziemi,
Jeśli nie chodzi drogami Bożemi.
A jeśli potem, gdy opadną wody,
Fala znów płynie spokojnie jak wprzódy,
Cóż mi jest z tego, że zwolniła biegu,
Gdy niema kwiatów na zerwanym brzegu».