Strona:Z pennsylwańskiego piekła powieść osnuta na tle życia.pdf/89

Ta strona została uwierzytelniona.
—   85   —

na plecach w towarzystwie dwóch innych detputy-szeryfów.
— No, więc jakże — zapytał.
— Czas wam na stanowisko!
— Już wyszli?
— Wyszło ich ze trzydziestu. Wszystko dobrze się składa. Muszą przechodzić koło strzelnicy i magazynu. Przywitać ich salwą, ale nie pierwej, aż jeden z nich puści się pędem w waszą stronę. To nasz człowiek i tego trzeba oszczędzić. Przed sądem będzie wymówka, że chcieli podpalić magazyn. A nie zapomnij w obec wszystkich głośno krzyczeć, że górnicy chcą wysadzić magazyny w powietrze. Ci dwaj głupcy — wskazała wzrokiem kolegów Stifa, — słyszeli krzyki, więc potwierdzą, rozumiesz?....
— Rozumiem, ale.....
— Nie ma czasu na “ale”. Pięćset dolarów w złocie masz u mnie, jeżeli ten przeklęty Bor nakryje się nogami. Gońcie na przełaj przez górę, żeby nie było zapóźno. Wypchnęła ich z podwórza a sama wróciła do salunu, gdzie jej mąż, traktował wódką po raz ostatni tych delegatów, którzy byli gotowi głosować za strajkiem i z którymi sam także wybierał się na konwencyę.
Ruszono niebawem w wielkiej gromadzie, bo wszyscy nieomal górnicy przez ciekawość pociągnęli, za nimi. Szły nawet kobiety.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

Jan ze swoimi dochodził tymczasem do magazynów, najbogatszej kompanii antracytowej w całem zagłębiu, w których trzymano różne narzędzia