Strona:Z teki Chochlika (O zmierzchu i świcie).djvu/024

Ta strona została uwierzytelniona.

Po ojcach wzięli prorocze podanie,
Że kiedyś światu zabłyśnie zbawienie,
I że się „Słowo wieczne“ ciałem stanie,
I „Światło prawdy“ nocy zwalczy cienie,
Że gwiazda złota na błękit wybiegnie,
I o spełnieniu tych dni ich ostrzegnie.
Więc za tą gwiazdą mimo słońca skwary,
Mimo piasczyste huraganów fale,
Mimo majaki, i mimo szakale,
Spieszą wytrwali, ufni, pełni wiary;
Nadzieja tęskne im rozwidnia twarze,
A wzięli z sobą w drogę skarb bogaty,
Aby go złożyć Wcielonemu w darze —
Skarb milszy Panu od perł Guzaraty:
Kadzidło modlitw, i miłości myrrę,
I serca złote, piastowskie i szczére!...

∗             ∗

Tak idąc, dzikie minęli pustynie,
I weszli w ziemię, która miodem płynie;
Więc idą pytać się w książęce grody:
„Gdzie Ów, którego czekają narody?“
Lecz nikt nie wiedział o Nim w dworskim gminie;
Jego tam niemasz! — Gwiazdka dalej płynie!

Więc znów pielgrzymie kije wzięli w ręce;
Idą w swą gwiazdkę wpatrzeni oczyma,
Aż wtem się ona w błękitach zatrzyma,
I przy ubogiej stanęli stajence.
A stajnia była kryta słomy wiechem,
Ale w tej chwili jasna słońcem złotem,